Imię: Melody
Nazwisko: Blackthorne
Rasa: Nefilim
Wiek: 23 lata
Płeć: kobieta
Ranga: Najwyższy szczebel wojownika
Wygląd*:
Melody jest niezbyt wysoka i szczupła. Ma długie, kasztanowe, gęste, falowane włosy. Jej duże oczy są bardzo ciemne, patrzą na świat z rozbawieniem spod zasłony grubych, ciemnych rzęs. Jej brwi są proste, noc ma mały, kształtny. Uszy ma przekłute. Twarz ma drobną, nieco zaciekłą, ale to wygląda na swój sposób urokliwie. Szyję ma długą. Nie ma zbyt dużych krągłości, ale jest bardzo szybka i zwinna. Nogi ma długie mimo swego wzrostu. Palce ma długie, smukłe, o krótkich paznokciach.
Charakter*:
Mel jest dość miła, ale przy tym nie da sobie napluć w kaszę. Ta miło wyglądająca osóbka często potrafi nieźle dokopać. Jest tajemnicza, ale przyjacielska. Charakteryzuje się uporem i zdolnością do pakowania się w niepotrzebne kłopoty. Nie da źle powiedzieć o swojej rodzinie i bliskich. Jest pogodna, ale raczej nie lubi o sobie mówić. Często bardziej woli słuchać o innych, zbierać informacje. Jest pomocna i honorowa. Lubi spacery i lody waniliowe.
Specjalne zdolności*:
-świetnie rzuca nożami
-ma dar przekonywania
-całkiem nieźle śpiewa
Historia**:
Urodziłam się jako jedyna córka swoich rodziców, Emily i Hektora Blackthornów, dalekich kuzynów Juliana Blackthorna. Mieszkaliśmy w Seattle. Zawsze byłam tajemnicza i nie lubiłam mówić o swoim życiu, lecz to nie przeszkadzało zjednywać sobie tłumy przyjaciół w Instytucie i w Instytutach w krajach do których często razem z rodzicami jeździłam. Zawsze byłam waleczna i uczynna, ale przy tym nigdy nie zapominałam o tym, żeby być sobą.
Kilka wspomnień:
~Kiedy byłam mała, mieliśmy w instytucie kota i papugę, ale nie były to zwyczajne zwierzaki, bo kot bał się papugi, a ona rozstawiała wszystkich po kątach. Była trudniejsza do okiełznania niż dziesięć shax'ów. Pewnego dnia, razem z pewnym chłopcem o imieniu Jaxon, który razem z rodzicami przyjechał w odwiedziny do naszego Instytutu, postanowiliśmy zaradzić coś na krwawe rządy tej przeklętej papugi. Kiedy znów przemierzała korytarz tym swoim dziwacznym, kołyszącym krokiem, razem z Jaxonem wypadliśmy na nią z zasadzki i włożyliśmy do worka. Kiedy chłopak wracał do domu, do Shanghaju, zabrał ze sobą papugę i powiedział że ją gdzieś tam wypuści. Wszyscy na nowo byliśmy wyzwoleni, ale kot ciągle miał jakiś uraz psychiczny.
~Od incydentu z papugą minęło kilka lat, właśnie obchodziłam swoją szesnastkę. W Instytucie nie obchodziliśmy urodzin świętując je, dając prezenty jubilatom oraz śpiewając durne pioseneczki-życzenia, tylko tego dnia wszyscy bez wyjątku szliśmy w miasto, zapolować na demony. Właśnie dochodziliśmy do Woodland Park, gdy nagle usłyszeliśmy szmer w liściach. Wszyscy wyciągnęliśmy serafickie miecze i wymówiliśmy cicho ich nazwy. Gdy usłyszeliśmy coś, jakby warczenie, rzuciliśmy się, aby przyprzeć demona do drzewa. Gdy oświetliliśmy go blaskiem serafickich ostrzy, okazało się że to niewinny, brunatny niedźwiadek, który prawdopodobnie uciekł z Woodland Zoo. Od tej pory uznaliśmy, że przyjęcia urodzinowe jednak byłyby ok.~
Do Instytutu Nowojorskiego przeniosłam się tymczasowo, ale może jeśli mi się tu spodoba, zostanę na zawsze.
Ograniczenia*:
-nienawidzi większych wysokości
-nie lubi obcisłych ubrań
-czasem trzeba powtórzyć jej coś trzy razy, zanim to do niej dotrze